Każda mama BLW doskonale zna amarantus. Chyba nie ma dziecka odżywianego w duchu BLW, które nie jadłoby tych maleńkich kuleczek. Jedni je kochają i zajadają się nimi w czystej postaci, inni akceptuję je tylko w plackach lub wypiekach. Amarantus albo się kocha, albo nie. Ma on specyficzny smak i zapach. Wg mnie czasami pachnie starą skarpetą, a innym razem jak spleśniały chleb. Jest jednak niezwykle zdrowy i wartościowy dlatego warto na stałe włączyć go do diety dziecka i całej rodziny.
Kalina na szczęście polubiła amarantus od samego początku. Zjada zarówno ten ekspandowany jak i w wersji gotowanej. Czasami jednak, gdy chcę zabrać zdrową przekąskę na spacer, robię placuszki na bazie gotowanego ziarna.


- 4 łyżki surowego ziarna amarantusa
- 3 łyżki mąki kukurydzianej
- 1 jabłko
- 1 jajko
- 1/2 łyżeczki sproszkowanego imbiru
- 1/2 łyżeczki cynamonu (najlepiej cejloński)
- 120 ml wody do ugotowania amarantusa
- olej kokosowy do posmarowania patelni
- Ziarna amarantusa płuczę i wsypuję do garnka. Zalewam je wodą i gotuję pod przykryciem na niewielkim ogniu. Będą gotowe po ok 20 minutach. Amarantus powinien wchłonąć wodę i zamienić się w gęsty ziarnisty kisiel. Odstawiam do ostygnięcia.
- Jabłko myję i ścieram na tarce o grubych oczkach. Dodaję jajko, mąkę kukurydzianą, cynamon, imbir i ostudzony amarantus. Mieszam całość Ciasto powinno mieć dosyć gęstą konsystencję. Jeżeli jest wodniste trzeba dosypać więcej mąki.
- Patelnię smaruję odrobiną oleju kokosowego. Rozgrzewam ją tak, aby nie była zbyt gorąca. Wykładam placuszki łyżką i smażę pod przykryciem na połowie mocy palnika (5 na płycie indukcyjnej). Placki powinny zrumienić się z każdej strony.
- Placki po zdjęciu z patelni będą miękkie i delikatne. Jak ostygną zrobią się bardziej zwarte.
- Z podanych ilości przygotowałam 16 placuszków.
- Jeżeli masz bardzo soczyste jabłko lub amarantus nie do końca przypomina kisiel to dodaj do ciasta nieco więcej mąki.
Kalinka ma ostatnio fazę na karmienie wszystkich dookoła. Podczas „sesji” plackowej wpakowała się na „plan zdjęciowy” i urządziła piknik dla zabawek. Przy okazji zajadała się eksponatami. Chwilę później pojawiła się grupa dzieci z osiedla i już nie było co fotografować. Niełatwe jest życie matki blogerki 😉