Kiedy w domu pojawia się małe dziecko wszystko staje na głowie i już nic nie jest takie same. A już na pewno nie czas spędzony w kuchni. Jeżeli Twój noworodek chętnie i długo śpi sam w łóżeczku to przez pierwszych kilka tygodni problem masz jeszcze z głowy. Gorzej gdy trafia Ci się typowy „high need”, który przez cały czas chce być blisko mamy. Ja wylosowałam właśnie ten drugi egzemplarz.
Długo szukałam rozwiązania jak pogodzić potrzeby dziecka z pracą w kuchni. O blogu w tamtym momencie jeszcze nawet nie myślałam, zależało mi tylko na ciepłym posiłku. Żywienie się wyłącznie kanapkami przygotowanymi przed wyjście taty do pracy znudziło mi się po miesiącu. Gotowanie wieczorami też nie wchodziło w grę, bo po prostu nie miałam już siły. Nie chciałam natomiast zamawiać gotowych cateringów. Co mi pozostało? Gotowanie wspólnie z dzieckiem. Jak jednak to zrobić z maluchem na ręku?
Sposoby na gotowanie razem z dzieckiem
O moich patentach na serwowanie ciepłych obiadów już pisałam (👈 klik). Niestety zamrożone zapasy kiedyś się kończą i przychodzi taki dzień, że jednak trzeba stanąć przy garach. Ja od samego początku macierzyństwa mam jedną złotą zasadę – drzemka dziecka to mój czas wolny i nie mam zamiaru poświęcać go na gotowanie i sprzątanie. Co wtedy robię? Czytam, oglądam seriale, pracuję nad blogiem, a czasami odsypiam zarwane noce. Jednak nie tylko o moją wygodę tu chodzi.
Gotowanie wspólnie z dzieckiem ma zalety
- Jest to wspólnie spędzony czas nawet wtedy, gdy rodzic musi poświęcić uwagę na codzienne czynności. Zacieśnia się więź malucha z rodzicem i wie on, że zawsze znajdzie się dla niego czas.
- Dziecko poznaje nowe konsystencje, zapachy i smaki. Nawet kilku tygodniowy maluszek czuje zapach gotującej się zupy czy pieczonego ciasta. To niesamowite doznania, których nie doznałby leżąc zamknięty w swoim pokoju. Im dziecko jest starsze tym więcej czerpie ze wspólnego czasu spędzonego w kuchni. Uczestnictwo w procesie przygotowania jedzenia pozwala też na oswajanie nieznanych lub nielubianych produktów, co jest niezwykle ważne w okresie neofobii (pozdrawiam rodziców dwulatków).
- Już kilkumiesięczne dziecko może ćwiczyć w kuchni motorykę małą. Przesypywanie, ugniatanie, wałkowanie, lepienie – wszystko to rozwija dłonie maluszka, które uczą się precyzji i dokładności.
- Maluch dowiaduje się w jaki sposób powstają posiłki. Z czasem zaczyna pomagać, a nawet sam wykonywać pewne czynności. Tego nie nauczy się na żadnych zajęciach w klubiku, żłobku czy przedszkolu. Wspólne gotowanie daje podstawy do wyrabiania zdrowych nawyków żywieniowych (oczywiście pod warunkiem, że zdrowo gotujemy). Uczy dziecko procesu powstawania posiłków oraz szacunku do nich – malec wie, że przygotowanie ciasta to proces składający się z określonych etapów i musi poczekać na efekt końcowy.
Wszystko pięknie, tylko jak się zabrać za wspólne gotowanie z małym berbeciem na ręku lub uczepionym do nogi? Oto sposoby, które testowałam przez ponad dwa lata. Dzięki nim nadal czerpię przyjemność z czasu w kuchni i mogę dzielić się przepisami na tym blogu. Sprawdzają się one na każdym okresie macierzyństwa – od malutkiego niemowlaka aż po starszaka.
Chusta i nosidło
Chusta nie tylko w kuchni uratowała moje zdrowie psychiczne. Niestety Kalina jako niemowlak nie akceptowała wózka, a ręce rodziców były w ciągłym użyciu. O ile spacer z maluchem w ramionach da się jeszcze zrealizować (choć nie jest to wygodne) o tyle nie ma opcji, aby jedną ręką pokroić warzywa i odcedzić makaron. Na szczęście szybko odkryłam chusty.
Początkowo wiązałam dziecko w kangurku. Niestety smażenie naleśników w tej pozycji do najprzyjemniejszych nie należy. Szybko przeniosłam córkę na plecy do plecaka prostego, a gdy młoda usiadła to wylądowała w nosidle. Nie bój się używać chusty, to na prawdę nic trudnego. Szkolenie z doradcą chustowym pomaga szybko opanować najważniejsze wiązania.
Przez pierwszy rok życia Kaliny chusta i nosidło były u nas w ciągłym użyciu. Z czasem córka próbowała sięgać rączkami po przedmioty leżące na blacie (uwaga na ostre przedmioty) dlatego coraz częściej angażowałam ją w pracę w kuchni. Mniej więcej od 18 miesiąca nie mogę nic zrobić bez jej aktywnego udziału.
Zejście do parteru
Część dzieci, gdy tylko ogarnie sztukę pełzania i raczkowania, schodzi mamie z rąk i zaczyna eksplorować nieznane zakątki mieszkania. U nas niestety ta opcja nie sprawdziła się na dłuższą metę. Kalina nawet jak miała w kuchni swoje zabawki to nie była nimi zainteresowana i domagała się podniesienia na wyższy poziom. Jeżeli jednak Twój maluch umie zająć się sobą to przygotuj mu mały kącik w kuchni – najlepiej z dala od kuchenki i piekarnika, ale na tyle blisko, aby mieć go stale na oko.
Szafka pełna tajemnic
Dopiero szuflada wypełniona pojemnikami z makaronami, kaszami i mąkami zatrzymała Kalinę na chwilę na dole. Takich grzechotek nie sprzedają w żadnym sklepie. U nas świetną opcją okazały się torebki strunowe z orzechami, pestkami i suszonymi owocami. Polecam Ci także szczelnie zamknięte pojemniki z produktami sypkimi. Jeżeli chcesz pójść o krok dalej i nie straszny Ci bałagan to wsyp maluchowi produkty spożywcze do różnych misek. Niech się tym bawi i da Ci kilka minut spokoju. W sprzątaniu z pomocą przyjdzie Ci odkurzacz lub miotła. Jak dla mnie wszystkie misternie układane folie malarskie to zbyt dużo zachodu i dodatkowa robota (nie mówiąc o ilości śmieci). Tylko uwaga na takie produkty jak fasola czy groch – u dzieci poniżej roku raczej sprawdzi się mąka i drobne kasze lub miękkie owoce i warzywa.
Książki kucharskich
To oczywiście nie podziała na na wszystkie dzieci. Kalina to mały mól książkowy, dlatego ona uwielbia przeglądać książki kucharskie. Ogląda obrazki, pyta o nazwy potraw, chce wiedzieć z czego są zrobione. To niezwykle cenne w okresie neofobii – maluch ogląda ciekawe potrawy i dowiaduje się, że w ich składzie znajdują się niejedzone produkty. W mojej kuchni książki stoją na blacie, dlatego zawsze są na wyciągnięcie ręki.
Mały pomocnik
Najciekawszy etap gotowania z dzieckiem to ten kiedy możemy zaangażować go do pracy. Tu jednak pojawia się problem – jak zrobić to bezpiecznie. Ja początkowo sadzałam córkę na blacie kuchennym. Mam to szczęście, że dysponuję bardzo głębokim blatem i dużą przestrzenią roboczą (kuchnia zbudowana jest w literę U). Kalina natomiast jest dzieckiem spokojnym i nie przyszło jej do głowy zeskakiwanie na podłogę.
Rok później, gdy młoda zrobiła się bardziej ruchliwa, postanowiłam przenieść ją do kitchen helpera. Zdecydowałam się na proste rozwiązanie, które poleciła mi jedna z czytelniczek (kitchen helper zamówiłam na OLX). Kalina samodzielnie może bez mojego udziału wejść i zejść ze stolika. Ryzyko wypadnięcia jest niemalże zerowe. Tak dużemu dziecku jest o wiele wygodniej w helperze niż na kuchennym blacie. Uważam, że są to najlepiej zainwestowane pieniądze w kuchennym wyposażeniu i polecam to rozwiązanie każdej mamie.
Kuchnia w kuchni
Drewnianą kuchnię Kalina dostała pod choinkę, gdy miała 18 miesięcy. Początkowo nie była nią zbyt zainteresowana. Ot, kolejna zabawka, którą bawiła się maksymalnie 5 minut. Wszystko zmieniło się rok później. 2,5 letnie dziecko chce wszystko robić samodzielnie i naśladować dorosłych. To idealny moment na to, aby wyposażyć kuchnię malucha w odpowiednie sprzęty i akcesoria. U nas najlepiej sprawdzają się te podkradzione z kuchni mamy. Mamy jednak sporo typowo kuchennych zabawek, m.in. mikser i zestaw do serwowania kanapek.
Transport zakupów
Doskonale wiecie, że leniwa ze mnie matka i większość zakupów zamawiam z dostawą do domu. Godzinę dostawy planuję zwykle w czasie, gdy chcę zająć się gotowaniem obiadu. Wiem, że dzięki temu będę mieć Kalinę z głowy na minimum 30 minut. Córka będzie zajęta zaglądaniem do toreb i wypakowywaniem z nich kolejnych produktów. Ostatecznie większość zakupów jest przeniesiona do kuchni.
Czas na sprzątanie
Zdradzę Wam pewien sekret – bałagan kiedyś mija. Rozsypana mąka, rozlane mleko czy rozbite jajko to obrazek dnia codziennego tylko przez pierwszych kilka miesięcy (no dobra, czasami kilka lat). W końcu jednak dziecko zaczyna chcieć być samodzielne także w zakresie sprzątania (u nas zaczęło się po drugich urodzinach). Kalinie nie przeszkadza sterta rozrzuconych książek czy rozsypane klocki Lego, na których można nogi połamać. Kiedy jednak przychodzi do wymiany naczyń w zmywarce czy zamiatania podłogi to ona jest pierwsza. Co ciekawe wychodzi jej to coraz lepiej, więc mogę powierzać jej proste i bezpieczne zadania, np. schowanie wszystkich plastikowych pojemników czy umieszczenie sztućców w szufladzie (z pominięciem ostrych noży).
Warto wykorzystać zapał dziecka i od samego początku uczyć dbania o porządek we wspólnej przestrzeni. Dzięki temu maluch uczy się, że brudne talerze same nie znikają po obiedzie, a na dwór można wyjść dopiero jak wszystko zostanie posprzątane.
A Ty jakie masz sposoby, aby przetrwać w kuchni?